Tak, mam fobię społeczną i walczę z nią każdego dnia…
Fobia społeczna (nerwica społeczna, zaburzenie lęku społecznego) — zaburzenie lękowe z grupy zaburzeń nerwicowych, często mylone z nadmierną nieśmiałością, w którym chory odczuwa lęk wobec wszystkich lub niektórych sytuacji społecznych. Lęk dotyczący kontaktów z innymi ludźmi powoduje znaczne ograniczenia życiowe u osób z tym zaburzeniem. Fobia społeczna jest jednym z najczęściej diagnozowanych zaburzeń psychicznych. Przez niektórych naukowców uznawana za chorobę cywilizacyjną.
(…)
Człowiek
dotknięty tym zaburzeniem może przypominać osobę z cechami nieśmiałości, jednak w wypadku fobii społecznej
główną różnicą jest występowanie bardzo silnego unikania sytuacji społecznych
oraz cierpienia, spowodowanego wpływem zaburzenia na
kontakt z innymi ludźmi. Osoby z fobią społeczną są mało towarzyskie i skryte,
uskarżają się na brak tematów do rozmów oraz uważają się za osoby
nieatrakcyjne. Niekiedy może występować u nich skłonność do nadużywania alkoholu lub innych substancji
psychoaktywnych,
które doraźnie zmniejszają odczucie lęku. Osoby dotknięte fobią społeczną
bardzo często rezygnują z życia towarzyskiego, a niekiedy ograniczają też
wyjścia z domu do niezbędnego minimum, ponieważ poza najbliższymi krewnymi i
znajomymi kontakty z innymi ludźmi wywołują u nich lęk. Ze względu na trudności
w kontaktach międzyludzkich osoby takie mogą prędzej szukać kontaktu z innymi
ludźmi poprzez Internet. Niektórzy chorzy z fobią społeczną są w stanie
zapanować nad swymi objawami i tłumią lęk w sobie, na zewnątrz sprawiając tylko
wrażenie introwertyków, ludzi spokojnych i opanowanych.
Rzadziej manifestują radość i swobodne zachowanie, bardziej typowa jest ich
powaga i nadmierne kontrolowanie mimiki i zachowania.
Nie wiem kiedy dokładnie to się zaczęło, ale na studiach
(psychologicznych) zaczęłam zauważać jak bardzo jestem nieśmiała, dopóki trochę
nie wypiję. Wtedy jeszcze nie było aż tak źle, na studiach czułam się
swobodnie. Gorzej już było w klubach, ale na to wpływało wiele warunków
zewnętrznych, a także mój wygląd i problemy ze wzrokiem. Chyba wtedy moja
nieśmiałość zaczęła zamieniać się w prawdziwą fobię.
Społecznie taka fobia jest uznawana za totalną głupotę.
Można bać się pająków, robaków, nawet tego, że nas coś przejedzie, ale nie
innych ludzi. Takie osoby uważa się za świrów i czasem tak się czułam…
Podczas pierwszej pracy 95% czasu spędzałam całkowicie sama w biurze.
Czułam się czasem samotna, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Potem życie
też nie wrzucało mnie w sytuacje gdzie byli ludzie, więc generalnie nie było
źle.
Problem zauważyłam kiedy zaczęłam trochę imprezować z
rodziną i znajomymi. Nagle nie mogłam nigdzie wyjść, ruszyć się z domu.
Strachem napawało mnie w ogóle wyjście za drzwi. Nie miałam ochoty poznawać
nowych ludzi i nagle zapomniałam jak to się robi, chociaż podczas studiów co
pół roku zmienialiśmy grupy, więc co pół roku poznawałam około 100 nowych osób
i wtedy mi to nie przeszkadzało. Czułam lęk przed wyjściem z domu, przed jazdą
pociągiem, autobusem, tramwajem, wejściem w miejsce gdzie są ludzie czy nawet
zrobienie zakupów było dość niekomfortowe.
Kulminacja przyszła kiedy po operacji (o tym innym
razem), dzięki której na nowo zaczęłam żyć, nie mogłam cieszyć się do końca nowym
życiem. Bez alkoholu nie byłam w stanie NIKOGO poznać, podejść do kogokolwiek.
Jeśli słyszałam, że na spotkaniu, imprezie, będzie więcej osób których nie
znam, znalazłam milion sposobów, żeby mnie tam nie było, albo wypijałam
wystarczająco dużo, żeby nie czuć lęku przed obcymi. Wtedy już biegałam, ale
nie chciałam startować w imprezach, bo bałam się takiego tłumu. Jednak
stwierdziłam, że skoro odzyskałam życie, to pora sprawić, żeby było lepsze.
Wszystkim zmieniającym coś w swoim życiu doradzam metodę
małych kroczków. Oczywiście sama z niej nie korzystam, bo wolę skoczyć na
główkę ;p Cała ja! I tak poszłam na mój pierwszy wolontariat sportowy (z 2
dniowym kacem). Początek był masakryczny, bo zastanawiałam się po co ja to
robię, w autobusie którym jechałam na wolontariat prawie się popłakałam z
przerażenia. I… byłam związana z wolontariatem przez 3 lata! Okazało się, że
ludzie nie są tacy straszni. Na drugim wolontariacie wystartowałam także w
biegu i na dłużej związałam się z RunVegan. Od tej pory wsiąkłam we wszystkie
duże imprezy w Warszawie. Poznałam mnóstwo zajebistych ludzi, jasne trafili się
tacy mniej fajnie, ale tak to w życiu bywa. Okazało się, że na biegach też
wszyscy byli dla mnie mili i startowanie w zawodach nie jest takie straszne jak
mi się wcześniej wydawało.
A teraz wyobraźcie sobie, że nie lubię skupiać na sobie
uwagi, a biegam w ogonku na wszystkich biegach! Sama jako wolontariuszka wiem,
że na takie osoby szczególnie zwraca się uwagę, ale wiem też, że takie osoby
najgoręcej się dopinguje :D Dwa razy byłam całkowicie ostatnia w biegach. Raz
kiedy starsza pani powiedziała, że jeśli ją wyprzedzę ona schodzi z trasy, bo
nie da rady – i niby co miałam zrobić jak nie zostać z nią i zagrzewać ją do
biegu?!?! ;) Drugi raz podczas półmaratonu w Pile. Baaaardzo długo byłam sama,
kiedy wszyscy powoli już się zwijali ze stanowisk, ja nadal walczyłam ze sobą.
Jednak dotarcie do mety, gdzie wszyscy na mnie czekali było niezapomnianym
przeżyciem. Wszyscy czekali na mnie z oficjalnym zamknięciem imprezy :D Jakże
ważna byłam ;p Wtedy pierwszy raz i mam nadzieję ostatni nie zmieściłam się w
oficjalnym limicie czasu. Przeżyłam i na pewno przeżyję jeszcze inne rzeczy.
Tak jak uważam, że grubasem zostaje się do końca życia,
tak samo walczy się z fobią społeczną cały czas. Mimo, że wiem iż każdy bieg
będzie fajny, każdy wyjazd jakoś przeżyję, poznam fajnych ludzi, to i tak przed
każdą taką imprezą czy wyprawą zastanawiam się czy na pewno jest mi to
potrzebne i czy tego chcę. Strach towarzyszy mi cały czas. Jednak bardziej boję
się nie otrzymywać dawki pozytywnej energii z każdego spotkania z innymi :)
Ludzie, a zwłaszcza biegacze i wolontariusze dają niesamowitego powera!
Każdy start to dla mnie wygrana walka z fobią, która
obecnie już nie jest taka jak kiedyś. Nie stresuje się tak jak wcześniej
podczas poznawania nowych osób. Nie jestem i nigdy nie będę duszą towarzystwa,
ale jestem dumna z tego co osiągnęłam. Jeszcze kilka lat temu nigdy nie
pojechałabym sama na drugi koniec polski, żeby stanąć w kilkutysięcznym tłumie,
żeby sobie pobiegać. Obecnie daję radę ;)
Yes, I have a social
phobia and I struggle with it every day ...
Social anxiety disorder (SAD), also known as social phobia, is an anxiety disorder
characterized by a significant amount of fear in one or more social situations
causing considerable distress and impaired ability to function in at least some
parts of daily life. These fears can be triggered by perceived or actual
scrutiny from others.
(…)
Panic attacks can also occur under intense fear and discomfort.
Some sufferers may use alcohol or other drugs to
reduce fears and inhibitions at social events. It is common for sufferers of
social phobia to self-medicate in
this fashion, especially if they are undiagnosed, untreated, or both; this can
lead to alcoholism, eating disorders or
other kinds of substance abuse. SAD is sometimes referred to as an "illness
of lost opportunities" where "individuals make major life choices to
accommodate their illness". According to ICD-10 guidelines, the main diagnostic
criteria of social anxiety disorder are fear of being the focus of attention,
or fear of behaving in a way that will be embarrassing or humiliating,
avoidance and anxiety symptoms. Standardized rating scales can be used to
screen for social anxiety disorder and measure the severity of anxiety.
I don’t know exactly when it started, but in college (psychological)I began
to notice how much I’m shy until I drink. Then, yet it was not so bad, in
college, I felt at ease. Worse was already in the clubs, but it could be
influenced by many external conditions, as well as my appearance and sight
problems. I guess then my shyness began to turn into a real phobia.
Socially this phobia is considered a total stupidity. You may be afraid of spiders, worms, even the fact that You can be run over by something, but not other people. Such persons are considered freaks, and sometimes I felt so ...
During the first job 95% of the time I spent entirely alone in the office. I felt lonely sometimes, but it really didn’t bother me. Then life didn’t put me in situations where there were people, so in general it wasn’t bad.
I noticed the problem when I started a little party with friends and family. Suddenly, I could not go out anywhere, to move out of the house. I was afraid even going out the door. I didn’t want to meet new people and suddenly forgot how to do it, although during studies every semester I changed the group, so every six months I meet about 100 new people, and then it wasn’t a problem. I felt the fear of leaving the house, before riding a train, bus, tram, entry into a place where there are people or even shopping was quite uncomfortable.
The culmination came when after the operation (about it another time), through which I began to live, I could not enjoy the start of a new life. Without alcohol I wasn’t able to meet ANYONE, to approach anyone. If I heard that at a meeting, event, party there will be more people I do not know, I found a million ways, for not being there, or drank enough to not feel fear of strangers. Then I was running, but I didn’t want to compete in events because I was afraid of such a crowd. However, I decided that when I regained life, it is time to make it better.
If You want to change something in Your life I advise the method of small steps. Of course I do not use my advice, I prefer to jump on the head ;p That me! And so I went on my first sports volunteering (having 2 day hangover). The beginning was horrible, because I was wondering what I'm doing, when I rode the bus to volunteer I almost cried in horror. And ... I was associated with volunteering for 3 years! It turned out that people are not so scary. On the second I was volunteering and also running and I was longer involved with RunVegan. From now I soaked in all the big sport events in Warsaw. I met a lot of amazing people, also some not so amazing, but it happens in real life. It turned out that on the runs all people were nice to me and starting in the competition is not as scary as I thought before.
Now imagine that You don’t like to focus the attention, and run with the last group of the run all time! As a volunteer I know that such people get especially big attention, but I also know that these people get fervently cheers :D Twice I was completely in the last place of the races. Once when the old lady said that if I leave her she will resign from run, she won’t make it by herself – I stayed with her and cheered her for whole run ;) For the second time in the half marathon in Pila. Soooo long I was alone, everyone started slowly packing their stuff, I still fought with myself. But getting to the finish line, where everyone was waiting for me it was an unforgettable experience. Everyone was waiting for me with the official closure of the event :D How important I was ;p It was the first time and I hope the last when I didn’t fit the official time limit. Experienced, lived and definitely I will survive other things.
Just as I believe fat people stay fat to the rest of their life, struggling with social phobia is struggling all the time. Although I know that each race will be fun, each trip somehow I’ll survive, get to know cool people, but before any such event or trip I wonder if I really do need it and if I want to. Fear accompanies me all the time. However, more I'm afraid not receive a dose of positive energy with every meeting with other people :), especially runners and volunteers provide incredible Power!
Every start is for me winning the fight against a phobia, which already is not what it once was. I’m not so nervous as before when meeting new people. I’m not and never will be party person, but I'm proud of what I achieved. A few years ago I never would have gone alone to the other end of the Poland, to stand in the crowd of several thousand, to just run. Today, I manage it ;)